[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałana sobie obcisły, głęboko wydekoltowany podkoszulek w kolo-rze maków, odsłaniający jej szczupłe ramiona i podkreślającyzarys jędrnych piersi; na srebrnym łańcuszku wisiał wtulonyw nie mały srebrny kluczyk.Declan zwrócił uwagę na śniadą cerę dziewczyny i brązoweoczy, które wydały mu się ciemne jak gorzka czekolada.Rozchyliła wargi w łagodnym uśmiechu.Podeszła bli\eji pochyliła się nad barem, tak \e ich twarze znalazły się bliskosiebie.Wystarczająco blisko, by mógł zobaczyć jej mały pie-przyk tu\ nad prawym łukiem górnej wargi, a tak\e poczuć za-pach jaśminu kwitnącego nocą i cały się w nim pogrą\yć.- Czym mogę panu słu\yć? - spytała.Niejednym.- odpowiedział jej w myśli - i bardzo bymtego pragnął.Ale nic nie zdołał z siebie wydusić poza jakimśnieartykułowanym dzwiękiem w rodzaju hmm.Lekko potrząsnęła głową, potem skłoniła ją i przez chwilętaksowała go wzrokiem.Gdy się znów odezwała, wpadł muw ucho wyraznie akadyjski akcent.58Czy pan ma ochotę się napić, czy raczej jest.głodny tejnocy?Ach.- zapragnął przejechać językiem po jej czerwonychwargach i tym malutkim pieprzyku, a najchętniej całą by jąpołknął.- Proszę o piwo Corona - wydukał w końcu.Patrzył, jak bierze do ręki butelkę i po drodze limonę.Miałachód tancerki, poruszała się jak egzotyczna baletnica.Czuł, \emu język zawiązuje się w supeł.- Mam to zapisać? Będzie pan coś jeszcze jadł?O Bo\e! Wez się w garść, chłopie! - pomyślał.- Tak - odparł.- Dziękuję! A co się tym otwiera? - spytał. Kiedy zdziwiona uniosła brwi, wziął od niej butelkę i dodał: -Pani małym kluczykiem?- Tym? - spytała i przytknęła palec do wisiorka.Ten jedenruch wystarczył, by ciśnienie krwi Declana gwałtownie sko-czyło w górę.- To kluczyk do mego serca, drogi panie.A co pan miał namyśli?Wyciągnął do niej rękę.Czuł, \e jeśli jej zaraz nie dotknie,to się załamie i rozpłacze.- Mam na imię Declan - przedstawił się.- Naprawdę? - pozostawiła dłoń w jego ręce.- Jakie ładneimię! Niespotykane.- Jest irlandzkie.- Ach, tak.- Odwróciła jego dłoń wnętrzem do góry i po-chyliła się nad nią, jakby chciała czytać mu z ręki.- I co tu wi-dzę? Dawno nie było pana w Nowym Orleanie, ale tym razemma pan nadzieję tu pozostać.Przybył pan do nas z zimnejpółnocy.Prawda, Declanie?- Tak! Sądzę, \e nietrudno się było domyślić.Znowu na niego spojrzała.Tym razem poczuł, \e mu sercezamiera z zachwytu.- Mogę odgadnąć jeszcze więcej szczegółów.Jest pan bo-gatym jankeskim adwokatem z Bostonu.To pan kupił ManetHall.- Czy my się znamy? - spytał zaskoczony.Kiedy chwyciłjej dłoń, odniósł wra\enie, jakby luzne dotąd ogniwa połączyłysię w jeden łańcuch.- Czy myśmy się ju\ gdzieś spotkali?459- Nie w tym \yciu, mój drogi! - Lekko trzepnęła go po ręcei wróciła do baru, by obsługiwać gości.Ale wcią\ szukała go wzrokiem.Nie był taki, jakiego się spodziewała po opisie Remy'ego.Chocia\ niech ją diabli, jeśliwie, czego oczekiwała.Bardzo lubiła niespodzianki, a mę\-czyzna siedzący przy barze i obserwujący ją szarymi niczymchmura burzowa oczami wyglądał, jakby miał wiele niespo-dzianek w zanadrzu.Podobał jej się wyraz jego oczu.Była przyzwyczajona, \emę\czyzni patrzyli na nią z po\ądaniem, ale w jego wzrokubyło coś więcej: jakieś całkowite zapamiętanie się.To jej po-chlebiało i sprawiało wielką przyjemność.Wzruszała ją myśl, \e ma do czynienia z mę\czyzną, któryza jeden jej uśmiech mo\e zrobić dla niej wszystko, co jestw jego mocy.Mimo \e jeszcze się na dobre nie zabrał do picia piwa, zno-wu do niego podeszła i pukając palcem w butelkę, spytała:- Mam podać następne?- Nie, dziękuję! Ale czy mogłaby pani zrobić sobie przerwęw pracy? Mo\e mógłbym coś pani postawić? Drinka, kawę?Kupić samochód albo psa?- A co masz w tej paczuszce?Spojrzał na małą torebkę z prezentem dla Effie.- To upominek dla kogoś, kogo mam dziś spotkać.- Widzę, Declanie, \e wielu kobietom kupujesz prezenty.- Nic mnie z tą kobietą nie łączy; w tej chwili z nikim niejestem związany.Ale muszę powiedzieć, \e.dawniej byłemw tym lepszy.- W czym?- W podrywaniu kobiet.Wybuchnęła niskim, gardłowym śmiechem, który zdawałomu się, \e zna, \e słyszał go kiedyś w snach na jawie.- Czy nie mo\e sobie pani zrobić małej przerwy? Wy-rzucimy kogoś od stolika i będzie pani miała okazję dać mijeszcze jedną szansę.- Całkiem niezle sobie radzisz z pierwszą szansą.Ten lokalnale\y do mnie, więc nie mo\e być mowy o \adnych prze-rwach w pracy, - To pani lokal?60- Oczywiście.- Odwróciła się, bo do lady podeszła kel-nerka z tacą.- Proszę poczekać! - Chwycił ją znowu za rękę.- Niewiem, jak się pani nazywa.Proszę mi chocia\ powiedzieć, jakma pani na imię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •