[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wbrew sobie przysiadam na brzegu stołka, by w razie konieczności móc się szybko podnieść.Młodszy mężczyzna staje naprzeciwko mnie.Za moimi plecami skrzypią zawiasy.Odwracam się- starszy mężczyzna krząta się przy stole.- Co robisz?- Herbatę - odpowiada.- Naprawdę nie wydaje mi się, żeby herbata rozwiązała sprawę.- W takim razie powiedz nam - mówi młodszy, a ja znów odwracam się do okna.Uśmiecha siędo mnie.- Co twoim zdaniem rozwiązuje sprawę?- Pozbycie się Petera.- A mnie się zdaje - odpowiada łagodnie - że to ty go zaatakowałaś.I że to ty postrzeliłaś go wrękę.- Nie macie pojęcia, jak sobie na to zapracował.- Policzki znów mi płoną i pulsują w rytmieserca.- Próbował mnie zabić.A inną osobę.inną osobę dzgnął w oko.nożem do masła.On jestzły.Miałam pełne prawo.Czuję w szyi ostry ból.Czarne punkciki przesłaniają mężczyznę przede mną, tak że nie widzęjego twarzy.- Przykro mi, moja droga - mówi.- Musimy trzymać się protokołu.Starszy trzyma w ręce strzykawkę.Jest w niej jeszcze kilka kropli środka, który mi podał.Jasnozielonego, w kolorze trawy.Mrugam gwałtownie, czarne kropki znikają, ale świat nadaldziwnie się kołysze, jakbym siedziała na fotelu bujanym.- Jak się czujesz? - pyta młodszy.- Jestem.- Wściekła.To chciałam powiedzieć.Wściekła na Petera, wściekła na Serdeczność.Ale to przecież nieprawda, czyż nie? Uśmiecham się.- Dobrze się czuję.Trochę tak, jakbym.pływała.Albo się bujała.A ty jak się czujesz?- Zawroty głowy to skutek uboczny serum.Dziś po południu będziesz pewnie musiała trochęodpocząć.Janatomiast czuję się doskonale.Dziękuję za troskę.Jeśli chcesz, możesz już iść.- Powiecie mi, gdzie znalezć Tobiasa? - pytam.Gdy wyobrażam sobie jego twarz, zalewa mniefala miłości i znów mam ochotę go pocałować.- To znaczy Cztery? Przystojniak z niego, co nie?Naprawdę nie rozumiem, czemu aż tak mu się podobam.Nie jestem zbyt miła, prawda?- Zwykle nie - przyznaje mężczyzna.- Ale chyba mogłabyś, gdybyś się postarała.- Dziękuję.Miło, że tak sądzisz.- Chyba znajdziesz go w sadzie - informuje.- Widziałem, jak wychodzi po bójce.Parskam śmiechem.- Po bójce.Co za głupota.I rzeczywiście okładanie kogoś pięściami wydaje mi się głupotą.To jak pieszczota, tyle że zamocna.Pieszczota jest dużo przyjemniejsza.Lepiej bym zrobiła, gładząc Petera po ręce.I jemu, imnie sprawiłoby to większą przyjemność.Nie bolałyby mnie teraz kłykcie.Wstaję i kieruję się wstronę drzwi.Muszę się oprzeć o ścianę, żeby nie stracić równowagi, ale ściana jest stabilna, więcniczym się nie przejmuję.Wytaczam się na korytarz, chichocząc, że nie potrafię utrzymać równowagi.Znów jestem nieporadna jak wtedy, gdy byłam mała.- Uważaj pod nogi, Beatrice -powtarzała mi mama z uśmiechem.- Nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę.Wychodzę na dwór, a zieleń na drzewach wydaje się zieleńsza niż zwykle, tak intensywna, żeniemal czuję jej smak.Może mogłabym jej spróbować i okazałoby się, że smakuje jak trawa,którą z ciekawości jadłam jako dziecko.Niemal spadam ze schodów, bo tak mi się kręci wgłowie, ale wybucham śmiechem, gdy trawa łaskocze mnie w bose stopy.Idę do sadu.- Cztery! - wołam.Po co wołam cyfrę? Aha.Bo to jego imię.Wołam jeszcze raz: - Czwórko!Gdzie jesteś?- Tris? - odzywa się jakiś głos spomiędzy drzew po mojej prawej stronie.Wydaje mi się, jakbyto drzewa do mnie mówiły.Chichoczę, ale to oczywiście tylko Tobias schyla się pod gałęzią.Biegnę do niego, a ziemia ucieka mi spod stóp, tak że omal się nie przewracam.Tobias łapiemnie w pasie i podtrzymuje.Jego dotyk wstrząsa mną i zaczynam w środku cała płonąć, jakbyjego palce wywołały pożar.Przytulam się do niego mocniej, lgnę całym ciałem i unoszę głowę,żeby go pocałować.- Co oni.- zaczyna, ale zamykam mu usta pocałunkiem.Oddaje go, ale zbyt pospiesznie,więc wzdycham ciężko.- To było słabe - mamroczę.- No dobra, nie było słabe, ale.Wspinam się na palce, bo chcę znów go pocałować, ale on kładzie mi palec na ustach, by mniepowstrzymać.- Tris, co oni ci zrobili? Zachowujesz się jak obłąkana.- To niemiłe z twojej strony tak mówić - stwierdzam.-Wprawili mnie w dobry nastrój, nicpoza tym.A teraz naprawdę mam ochotę się z tobą całować, więc gdybyś mógł po prostu sięwyluzować.- Nie będę się z tobą całować.Dowiem się, co jest grane.Na chwilę robię kwaśną minę, alepotem uśmiechamsię szeroko, bo nagle mnie olśniewa.- To dlatego mnie lubisz! - wołam.- Bo sam też nie jesteś zbyt miły! Teraz już rozumiem.- Chodz.Idziemy do Johanny.- Ja też cię lubię.- To brzmi zachęcająco - stwierdza cierpko.- No chodz-że.Do cholery.Sam cię zaniosę.Bierze mnie na ręce - jedną rękę wsuwa mi pod kolana, a drugą podtrzymuje plecy.Obejmujęgo za szyję i cmokam w policzek.A potem odkrywam, że powietrze przyjemniechłodzi stopy, gdy się nimi porusza, więc zaczynam nimi wymachiwać.Tobias niesie mnie dobudynku, w którym pracuje Johanna.Gdy wchodzimy do jej gabinetu, siedzi za biurkiem zawalonym stosem dokumentów i gryziegumkę na ołówku.Unosi głowę i rozchyla usta.Lewą stronę twarzy zasłania jej kosmykciemnych włosów.- Naprawdę nie powinnaś zakrywać blizny - mówię.-Wyglądasz ładniej, jak nie zasłaniasztwarzy włosami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •