[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skręciłem na zachód wPięćdziesiątą Ósmą, przeciąłem ją kilka jardów za skrzyżowaniem zMadison Avenue, po czym przeszedłem na drugą stronę alei i wróciłemdrugą stroną Pięćdziesiątej Ósmej, trzymając się blisko budynków.Chciałem znaleźć się poniżej pola widzenia Lili.Minąłem pierwsząruderę.Minąłem drugą.— Muszę już kończyć — powiedziałem, stojąc czterdzieści stóp podLilą.— Jestem zmęczony.Jutro o dziesiątej rano na Times Square.Dobrze?— Dobrze, poślę kogoś.Rozłączyłem się, schowałem komórkę do kieszeni, wciągnąłemmartwego faceta w głąb przejścia i zamknąłem za sobą drzwi, cicho ipowoli.78W przejściu paliło się światło.Pojedyncza słaba żarówka, w brudnejoprawce.Martwy facet był jednym z tych, których fotografie dostałemod Springfielda.Numer siódmy z początkowej dziewiętnastki.Niepamiętałem jego nazwiska.Przeciągnąłem go na tyły domu.Podnogami miałem stary wyślizgany beton.Przeszukałem zabitego.Niemiał nic w kieszeniach.Żadnego dowodu tożsamości ani broni.Zostawiłem go przy małym wózku na śmieci oblepionym brudem takstarym, że już nawet nie śmierdział.Następnie znalazłem drzwi prowadzące do środka budynku,rozpiąłem kurtkę i chwilę czekałem.Zastanawiałem się, po jakim czasiezaczną się niepokoić o swojego zwiadowcę.Chyba po niespełna pięciuminutach.Zastanawiałem się, ile osób przyjdzie go szukać.Pewniejedna, ale miałem nadzieję, że więcej.Czekali siedem minut i przysłali dwóch ludzi.Drzwi budynkuotworzyły się i wyszedł przez nie pierwszy facet.Numer czternasty zlisty Springfielda.Dał krok w kierunku zewnętrznych drzwi i zarazpotem wyszedł za nim drugi facet.Numer ósmy.W tym momencie wydarzyły się trzy rzeczy.Po pierwsze, pierwszy facet się zatrzymał.Zobaczył, że drzwi naulicę są zamknięte.Coś się nie zgadzało.Z zewnątrz nie można było ichotworzyć bez klucza.Z tego względu zwiadowca, którego wysłaliwcześniej, wychodząc na chodnik, powinien zostawić je otwarte.Alebyły zamknięte.Z tego względu zwiadowca musiał znajdować się wśrodku.Pierwszy facet się odwrócił.Po drugie, drugi facet również się odwrócił.Żeby zamknąć cicho idokładnie wewnętrzne drzwi.Pozwoliłem mu to zrobić.Zamknąwszydrzwi, drugi facet podniósł wzrok i zobaczył mnie.Pierwszy facet też mnie zobaczył.Po trzecie, zastrzeliłem ich obu.Dwie potrójne serie, dwa stłumionewarknięcia trwające po ćwierć sekundy każde.Celowałem w ich szyje ipozwoliłem, by lufa podniosła się lekko do góry ku podbródkom.Bylimałymi mężczyznami.Ich szyje były wąskie i wypełnione szczelnienaczyniami krwionośnymi i rdzeniem kręgowym.Idealne cele.Wzadaszonej alejce huk wystrzałów był o wiele głośniejszy niż naotwartym terenie.Dość głośny, by mnie to zaniepokoiło.Alewewnętrzne drzwi były zamknięte.I zrobiono je z grubego litegodrewna.Kiedyś, dawno temu, dopóki wcześniejszy właściciel niesprzedał własności warstwowej, były drzwiami zewnętrznymi.Dwaj faceci się przewrócili.Moje zużyte łuski zagrzechotały na betonie.Czekałem.Żadnej natychmiastowej reakcji.Wystrzeliłem osiem pocisków.Zostało mi dwadzieścia dwa.Siedmiu mężczyzn zatrzymanych, trzech wyeliminowanych, trzechnadal czynnych.Plus dwie Hoth.Przeszukałemnowychnieboszczyków.Żadnychdowodówtożsamości, żadnej broni.Żadnych kluczy, co oznaczało, że wewnętrznedrzwi nie były na nie zamykane.Zostawiłem kolejne zwłoki obok pierwszych, w cieniu pojemnika naśmieci.Przez jakiś czas czekałem.Nie spodziewałem się, by ktoś jeszczewyszedł przez drzwi.Brytyjczycy na północno-zachodnim pograniczupewnie w końcu zmądrzeli i przestali wysyłać oddziały po swoichjeńców.Armia Czerwona chyba w końcu też.Hoth prawdopodobnie znały historię.Powinny ją znać.Swietłanazapisała pewną jej kartę.Czekałem.W kieszeni zawibrowała mi komórka.Wyjąłem ją i zerknąłem na wyświetlacz.Numer zastrzeżony.Lila.Zignorowałem ją.Dosyć się z nią nagadałem.Schowałem telefon zpowrotem do kieszeni.Po chwili przestał wibrować.Położyłem dłoń w rękawiczce na klamce wewnętrznych drzwi.Nacisnąłem ją.Poczułem, jak zwalnia się zatrzask.Byłem w miaręzrelaksowany.Z domu wyszli przed chwilą trzej mężczyźni.Byłocałkiem możliwe, że jeden z nich może wrócić.Jeden albo cała trójka.Jeśli ktoś czekał na nich w następnym pomieszczeniu, jego reakcjęopóźniała konieczność rozpoznania, czy ma do czynienia z wrogiem,czy ze swoim.Podobnie jak reakcję batsmana w baseballu opóźniakonieczność rozpoznania, czy piłka jest szybka, czy kręcona.Trwa tojedną piątą sekundy, może dłużej.Mojej reakcji nic nie opóźniało.Każdy, kogo zobaczyłem, byłwrogiem.Otworzyłem drzwi.Nie zobaczyłem nikogo.Miałem przed sobą puste pomieszczenie.Kuchnię nieczynnejrestauracji.Była pogrążona w mroku i częściowo zdemontowana.Zobaczyłem pozostałości starych szafek i luki w blatach tam, gdziezabrano sprzęt kuchenny, żeby sprzedać go w sklepach z używanymirzeczami na Bowery.Stare rury w miejscach, gdzie niegdyś były krany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •