[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lufę ma wyraznieobróconą ku przodowi, a chociaż się na tym nie znam, to jednak jestem pewna, że armata strzela lufą.Wola boska, co będzie, tobędzie! Upiorne kółko nie dawało się przekręcić z powrotem, przekręciłam je więc dalej w tym samym kierunku.Zegar słoneczny,jak nożem uciął, przestał nagle pluć rakietami, zapanowała błoga cisza i w tej ciszy usłyszałam, jak coś brzęknęło, prztyknęło i zcichym szmerem przeklęta armata zaczęła zjeżdżać w dół.Odetchnęłam lżej i otarłam pot z czoła.Parę minut płynęłam spokojnie, wypoczywając po emocjach i ze wstrętem patrząc na tablicę rozdzielczą.Widocznie jednakjeszcze mi było za mało, bo przystąpiłam do dalszych badań.Dopiero kiedy ze złowrogim pufnięciem wyrosła mi za rufą zasłonadymna, opamiętałam się nieco.Przypomniałam sobie, że przez cały czas szukam autopilota i zupełnie nie wiadomo, po co to czynię,bo nawet gdybym go znalazła, to też nie wiedziałabym, że to jest właśnie to.Możliwe, że w którymś momencie już go nawetwłączyłam, po czym wyłączyłam na powrót, nie widząc efektu.Bóg jeden raczy wiedzieć, jak się objawia włączenie autopilota!Zrezygnowałam z techniki i postanowiłam posłużyć się metodą chałupniczą.Spać mi się wprawdzie odechciało całkowicie, aleza to zaczęłam być śmiertelnie głodna i spragniona.Oczyma duszy widziałam barek w saloniku, wypełniony wodą mineralną.Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu jakiegoś drąga, którym mogłabym unieruchomić kierownicę.Puściłam ją na długą chwilę,chcąc sprawdzić skutek i okazało się, ze natychmiast zmienia kierunek.Fala, do której ciągle byłam ustawiona pod kątem, obracałajacht.Bez drąga nie da rady.Drąga jednakże nie było.Atlas, upchnięty w fotelu, nie sięgał koła.Z westchnieniem wyciągnęłam z siatki nie dokończony szalwraz z motkiem białego acrylu i jęłam pleść coś w rodzaju sieci, obejmującej razem koło sterowe i fotel, przechodzącej przezszprychy, stanowiącej jakąś okropną pajęczynę nie do rozplatania.Unieruchomiłam całość na amen, sprawdziłam, czy chałupniczyautopilot działa, poprzyglądałam się przez chwilę jego pracy, po czym z bezgraniczną ulgą oddaliłam się z tego straszliwieskomplikowanego miejsca.Oddalając się, pomyślałam jeszcze melancholijnie i chyba w złą godzinę, do czego też może mi sięprzydać szydełko? Jak dotąd wszystko, co wywiozłam z Kopenhagi, okazało się nad wyraz użyteczne.Jedyny przedmiot, jakiego niezdążyłam do niczego zużytkować, to było niewinne, plastykowe szydełko.Gdybym wówczas wiedziała, w jakich okolicznościachbędę zmuszona się nim posłużyć, włosy stanęłyby mi dęba na głowie i kto wie, czy nie rzuciłabym się w fale oceanu&Rytmiczne podskoki, do których sądziłam, że już przywykłam, dały mi się we znaki dopiero wtedy, kiedy opuściwszy sterówkę,zaczęłam wykonywać normalne czynności.Po statku trzeba umieć chodzić i sztuka ta jest trudniejsza, niż się wydaje.Wprzedziwnych pląsach i piruetach, z jedną ręką ciągle zajętą trzymaniem się czegoś, wykonałam mnóstwo nie zaplanowanychrzeczy.Zalałam wodą w łazience całą ścianę, stłukłam szklankę, wyrzuciłam sobie na nogi całą zawartość puszki z gulaszemargentyńskim i oblałam się od stóp do głów kompotem z ananasa.Maszynkę elektryczną udało mi się włączyć bez trudu, zagrzałamna niej wody w czajniku, zaparzyłam herbatę metodą wahadła od zegara, majtając czajnikiem nad imbryczkiem do herbaty iniekiedy doń trafiając, a niekiedy nie, dość dużo czasu zużyłam łapiąc turlającą się po podłodze otwartą butelkę wody mineralnej iwreszcie zaspokoiłam głód i pragnienie.Następnie poszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku.Autopilot działał sprawnie, płynęłam w pożądanym kierunku, a przede mną widniała rozsłoneczniona pustka.Pogapiłam się nanią przez chwilę, po czym znów udałam się do magazynu w celu znalezienia jakiegoś drąga.Zamiast drąga znalazłam rozmaitenarzędzia, między innymi siekierę.Zawsze lubiłam rąbać drzewo.Kwadransa mi było potrzeba na odrąbanie od jednego zkuchennych krzeseł jednej nogi wraz z fragmentem ramy i oparcia.Razem tworzyło to drąg z poprzeczką i jako mechanizmunieruchamiający koło sterowe okazało się znakomite.Rozplątując pajęczynę acrylu i ziewając coraz częściej obliczałam sobie przebytą drogę.Dochodziła ósma wieczorem.Płynęłamprawie czternaście godzin bez przerwy i wyszło mi, że niedawno przekroczyłam zwrotnik Koziorożca oraz że celuję prosto wSaharę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •