[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młody człowiek był teraz znacznie sprawniejszy niż w Londynie.Zwieżewiejskie powietrze i praca fizyczna zrobiły swoje i były momenty, w którychcałkiem niezle sobie radził w bijatyce, tym bardziej że okrzyki Caroline pod adre-sem Thorntona, żeby nie robił krzywdy jej bratu, tylko podbechtywały jegopoczucie honoru.Skaleczone ramię Thorntona mocno krwawiło, czego Caroline zdawała się wogóle nie dostrzegać.Gdy brat ruszył ponownie na Thorntona, ubiegła go i z całejsiły uderzyła grubym kijem od szczotki, która nawinęła się jej w ręce.Thomaszachwiał się i potknął o ostatnie całe jeszcze krzesło w pokoju.Krwawiąc obficie z nosa, osunął się wzdłuż ściany na podłogę.Wkrótcepodłoga i spódnica Caroline, która zaczęła tulić Thomasa do siebie, zabarwiły się naczerwono.Szeptała mu coś do ucha gorączkowo.Drżała ze zdenerwowania.Reszta obecnych w pokoju zdawała się dla niej nie istnieć.TymczasemThomas próbował zatamować krwawienie z nosa dłonią, a kiedy to się nie udawało,ścisnął nos zgiętym w łokciu ramieniem.Usiłował ogarnąć myślami sytuację.Miotały nim sprzeczne uczucia.93SR W drzwiach pojawił się karczmarz Harry.Czekał na rozkazy, co robić.- Lepiej, żebyś stąd wyszła - odezwała się Gwenneth Hilverton, która w głębipokoju cuciła omdlałego męża.Caroline się nie odezwała.Na schodach dały się słyszeć czyjeś pospieszne kroki.Tego tylko brakowało,lokalna policja, pomyślał Thornton i zaklął na głos.Gdyby go tu zastał policjant,skandal byłby murowany.Jego nazwisko gwarantowało zainteresowanie incydentemze strony gazet.Caroline byłaby skończona.- Jest tylne wyjście, wasza wysokość.Harry wskazał drzwi na końcu korytarza.Thornton, choć szumiało mu wgłowie, podążył za karczmarzem.Wkrótce znalezli się w bocznej uliczce.Thorntonodnalazł swój powóz.Otulony grubym wełnianym kocem, bo nagle poczułprzenikliwe zimno, odjechał sprzed gospody.- Niech pan stara się nie zasnąć - rzucił na odjezdnym Harry.Wkrótce książę zapadł w odrętwienie.Czerwone światło latarni powozutańczyło na nasilającym się wietrze.94SR Rozdział dziesiąty- Nie możesz zostać w Hilverton.Gwenneth zbierało się na płacz.- Malcolm nie należy do ludzi, którzy będą tolerowali taką.taką rozwiązłość.A to jego ziemie.- Naturalnie.Caroline włożyła w drżące dłonie przyjaciółki chusteczkę, żeby otarła oczy.Próbowała ją pocieszać.- Powiedziałam mu, że gotowa jestem przymknąć oczy na to, co się wydarzyłow Exeter, jeśli on uzna za stosowne nie wspominać o tym nikomu, ale odpowiedziałmi fragmentem psalmu. Kto wstąpi na górę Pana, kto stanie w Jego świętymmiejscu? Człowiek o rękach nieskalanych i o czystym sercu".- Wzniosła załzawioneoczy go góry.- Co miałam na to rzec, pytam cię? Jest taki pobożny.Znowu zaczęła szlochać, nawet nie próbowała się opanować.- Przyrzekł, że spełni moją prośbę i nie będzie o tym nikomu opowiadał podwarunkiem, że wyjedziesz do końca tygodnia.Caroline zadrżała.Trzy dni.Nie miała pojęcia, gdzie się udać, w dodatku zobciążeniem, jakim było małe dziecko.A i pogoda była paskudna: zimna i wietrzna.- Malcolm powiedział, że jeśli twój brat zechce zostać, wciąż jest tu dla niegomiejsce.W końcu to nie jego wina, że ty.że ty.Była szczerze oburzona niemoralnym zachowaniem przyjaciółki.- Chyba wiesz, że Thornton Lindsay nigdy się z tobą nie ożeni.W końcu toksiążę i znacie się zaledwie od tygodnia.Teraz mówiła już znacznie pewniejszym siebie głosem.- Nie potrafię zrozumieć, co ci przyszło do głowy, żeby się zachować w taki.w taki niepodobny do ciebie sposób, Caroline.95SR - Wiem, że nie potrafisz.Gwenneth rzuciła jej nieprzyjazne spojrzenie, schowała chusteczkę dokieszeni i wstała.- To rozstanie.Obawiam się, że na zawsze.W tych okolicznościach nie będęwymagała dokończenia portretu Megan.Chciałabym jednak dać ci coś napożegnanie.To moje oszczędności.Mąż nie ma pojęcia o tych pieniądzach.Moimżyczeniem jest, byś przeznaczyła je na edukację Alexandra.Położyła na stoliku ciężką sakiewkę.Przyjazń.W przyjazni rzadko wszystko jest albo czarne, albo białe.Szarości,niestety, mogą złamać serce, pomyślała Caroline.- Nigdy cię nie zapomnę - powiedziała.Po raz pierwszy blady uśmiech pojawił się na twarzy Gwenneth.- Jestem pewna, że ja też [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •