[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.no, opuszczeniem jak opuszczeniem, gdzieś te prochyprzecież będą musieli podziać.podobno zdarzyło się, że rodzina zjadła zupę z dziadka,przysłanego w skromnej urnie z Ameryki, ale to było zaraz po wojnie, czasy UNRRY,przysyłali jajka w proszku, mleko w proszku, zupy w proszku.i nastąpiło tylko raz.a zupapodobno nie była zbyt smaczna, z grzeczności ją zjedli, nie wiedząc, że to dziadek.Trudnoteraz wymagać takiego poświęcenia, więc niech robią co chcą, jeśli nie chcą oglądać zwłok,niech zamkną oczy, a w końcu nie ma przeszkód, żeby zamknąć trumnę.I obracać zamkniętą.Jeśli zaś ktoś wyrywny do widoków i, na przykład, nieboszczyka nie lubił, proszę bardzo,mamy jak znalazł, nasz klient, nasz pan.przy tej obracającej się trumnie zatem poczuła taką satysfakcję, że cała wewnętrznaburza przeszła w prawie zupełnie łagodne fale, Majka naprawdę kochała swoją pracę.Inaprawdę miała talent!Niestety, kochała także Dominika.I nade wszystko chciała, żeby Dominik też jąkochał.- Czy ty już przemyślałaś sprawę? - spytał Dominik tonem, zawierającym w sobie tylenieprzyjemności, ile tylko zdołało się w nim pomieścić.Twardość, zaciętość, pokorę,znękanie, niepewność, rozpaczliwą nadzieję i zniecierpliwienie.- Jaką sprawę? - zdziwiła się nieufnie Majka.- Rozwodu.Nie upuściła talerzyka z kupnymi pasztecikami, nadziewanymi oliwką.Nabyła je przyokazji zaopatrywania domu w deser dla dzieci, sama jakoś nie miała apetytu i zauważyła, żeDominik też nie ma, a paszteciki wydały jej się pożywieniem łagodnym i łatwym do przełknięcia.Mogły się przydać.Postawiła talerzyk na stole z lekkim zaledwie stuknięciem,ale co ją szlag trafił, to trafił.- Czy pozbyłeś się już wszelkiej przyzwoitości? - spytała cierpko, siadając przy swojejherbacie.- Wczoraj zwaliłeś mi na głowę wagon kamieni młyńskich, a dzisiaj ja mam miećjuż kataklizm przemyślany? Sam podobno dręczyłeś się tym dość długo, może ja teżpowinnam zyskać trochę czasu na udręczenia?Dominik zacisnął szczęki.Siedział nad swoją szklanką po drugiej stronie stołu iprzyjmował do wiadomości istnienie świata jakby połowicznie.Dziećmi się zajął pogodnie,chociaż nieco drętwo, z łatwością zagonił je do snu, ze stołu posprzątał zupełnie odruchowo,herbatkę przyrządził i podał bez żadnych potknięć, a w środku się w nim kotłowało.Można tobyło zauważyć.Z wierzchu skorupa, wewnątrz wulkan, kurczowo trzymany na uwięzi.- Nie mogę tak długo czekać - oznajmił przez zaciśnięte zęby.Wysiłek, żeby okazać trochę debilną życzliwość, przerósł niemal możliwości Majki.Zsiłą tajfunu pchały jej się na usta różne pytania, czy Kręcidupcia to wyjątkowo punktualnypociąg, który właśnie odjeżdża, czy może biedna dzieweczka jest w ciąży i musi urodzićlegalne, czy też stanowi produkt spożywczy ze ścisłą datą ważności i lada chwila sięzaśmiardnie, na co właściwie on ma czekać i dlaczego nie może, i co to znaczy tak długo.?To ostatnie jednak jej się wypsnęło.- Co masz na myśli, mówiąc: tak długo? Jak długo?- Nie wiem.Nie zniosę tej sytuacji!- Tej sytuacji, kochanie, to raczej ja mogłabym nie zmeść.- Sama ją stwarzasz!Okrzyk  ty świnio skretyniała! nie rozległ się potężnie tylko dlatego, że Majkę namoment zadławiło, odebrało jej dech i głos.Dominik zwariował, to nie ulegało najmniejszejwątpliwości! Co mu się mogło stać, na litość boską?!Chwila milczenia trwała krótko, ale wystarczyła.Majka walczyła z opornympowietrzem i tylko patrzyła na niego.Wzrok robił swoje.W Dominiku coś trzasnęło, pękła jakaś zapora, w pęknięciu błysnął ten negowanyświat.Zrobiło mu się trochę głupio, poczuł się nieswojo, czy to możliwe, że z czymś tuprzesadził, może istotnie wymagał zbyt wiele i zbyt szybko, ale przecież.przecież.Comógł zrobić, Majka mu kłodą leżała na drodze do niebiańskiego szczęścia.Leżała i milczała.Nie chciał, żeby go tak kochała.Nie chciał, żeby go chciała! Bo przecież on jej już niechciał.I w żaden sposób nie udawało mu się tego powiedzieć!Prezentował kliniczny przykład małpiego rozumu, o czym, rzecz jasna, sam nie miałnajmniejszego pojęcia.Majka wywęszyła drobniutką zmianę w skorupie Dominika.Wciąż milczała, wygodniejej było milczeć, postanowiła tak milczeć do dnia sądu ostatecznego i patrzeć, co z tegowyniknie.Dominik nie miał pod ręką żadnej gazety, bez prasy nie zamknie się w wychodku,gdyby sięgał po jakąś, ona zdąży przed nim.Zależy mu, to widać, powinien się złamać i cośpowiedzieć.Złamał się.- Przecież cię proszę! - wyrwało mu się żarliwie.- Przecież wszystko od ciebie zależy.Przecież ja mam prawo do szczęścia!Majka też się złamała.- Jakiego szczęścia?- Osobistego.Każdy człowiek ma prawo do osobistego szczęścia!- Każdy? Ja też?Teraz Dominika zatchnęło. - Ja się zapewne nie liczę? - podsunęła Majka po chwili głosem suchym jak pieprz.-Wczoraj byłam twoją ukochaną siostrzyczką, dziś jestem wrogiem, szczęście wroga nikomuna sercu nie leży.Skąd taka zmiana od wczoraj?Dominik mógłby jej udzielić odpowiedzi, ale ta odpowiedz jemu samemu się niepodobała i przeczucie informowało go, że nic dobrego z niej nie wyniknie.%7ładnego łgarstwana poczekaniu wymyśleć nie potrafił, nie przywykł do okłamywania żony.Poprzestał naniewyraznym mamrotaniu czegoś o wrogach i siostrzyczkach.Majka przypomniała sobie, że miała koić jego doznania i stopniowo wyprowadzać go zszaleństwa.Aagodnie i dyplomatycznie.- Podobno chcesz być przyzwoitym człowiekiem i dotychczas byłeś.Takich rzeczyprzyzwoity człowiek nie robi, znalazłeś sobie tę słodycz niebiańską i lecisz na nią, leć skoromusisz, ja ci przeszkód nie stawiam, sypiaj z nią ile chcesz, ale bez radykalnych posunięć.- Nie.- Co nie?- Nie będę.Nie mogę.Ona nie.- Ach.Ona nie chce bez ślubu i po to ci rozwód.? Cóż za szlachetna, cnotliwadzieweczka!Nie zdążyła ugryzć się w język.Tylko straszliwa mieszanina uczuciowa, jakaeksplodowała w Dominiku, uratowała dom przed zagładą totalną.Gdyby poderwał się,ryknął, trzasnął czymś w podłogę, Majka odpowiedziałaby tym samym, a tłukliwychprzedmiotów mieli wokół siebie mnogość wielką.Fakt, że dobrze zgadła, uratował ichmienie, gdzieś na dnie jestestwa Dominika niczym zadra tkwiło poczucie sprawiedliwości.No właśnie, dobrze zgadła.Tego też nie chciał przyjąć do wiadomości.- Zabraniam.! - wycharczał dziko i uczynił przerwę, bo zbyt dużo było tegowszystkiego, czego chciałby zabraniać.Majka błyskawicznie skorzystała z przerwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •