[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przekręciła się na plecy i powiodła smutnym wzrokiem po pokoju.Do tej pory lubiła swojemałe mieszkanie, lecz po paru dniach spędzonych u Anny jego ściany zdawały się naciskaćna nią niczym ściany kurczącej się,, więziennej celi.Mieszkanie było schludne a\ do przesady.Wszystko zawsze le\ało na miejscu.To wnętrzebyło tak uporządkowane jak jej serce.Na poręczy krzesła nigdy nie wisiała męska bluzatenisowa.Po podłodze nie poniewierała się sportowa gazeta.W zlewie kuchennymznajdowała się tylko jedna szklanka, nigdy dwie.W domu Anny czuło się, \e ktoś w nimmieszka; u Allison było sterylnie jak w laboratorium.Sterylnie jak w całym jej \yciu.- Przestań się nad sobą u\alać - zamruczała, wstając z łó\ka i idąc do łazienki.śyładokładnie tak, jak chciała.Jeszcze w szkole Anna chodziła na tańce i przyjęcia, Allison na- tomiast zostawała w domu i uczyła się.Anna otaczała się zawsze mę\czyznami będącymidobrymi kandydatami na mę\ów; Allison unikała spotkań towarzyskich.Anna była równieinteligentna jak Allison, ale miała wiele zainteresowań.Allison skupiła się wyłącznie naswojej pracy.Często wypominała Annie marnowanie umysłowych mo\liwości.Ale czy one się marnowały? Anna była szczęśliwa.Allison była.jaka? Pogodzona zlosem?  Szczęśliwa z pewnością nie było odpowiednim słowem.Jeszcze przed kilkoma dniami \ycie wydawało jej się satysfakcjonujące.Teraz czuładenerwujący niepokój.Wyłączyła światło i weszła do swojego wąskiego, jednoosobowego łó\ka.Przyzwyczaiłasię ju\ do łó\ka Anny o królewskich rozmiarach, kupionego niewątpliwie po to, by mogły sięw nim wygodnie zmieścić dwie osoby.Przyzwyczaiła się równie\ do ładnych ciuchów i makija\u.Polubiła dotyk swych włosów izapach perfum na skórze.Gdy zdała sobie sprawę, jak bardzo będzie jej brakowało tego kobiecego ekwipunku,zaniepokoiła się.Jeszcze większy niepokój wzbudziła w niej świadomość tego, jak bardzobędzie tęsknić za obecnością mę\czyzny.Za jego zapachem.Dotykiem.Za jegopocałunkami.Azy ponownie napłynęły jej do oczu.O Bo\e! Czy\ mogła płakać z powodumę\czyzny? Tego mę\czyzny?Pocałował i po\ądał Anny, nie Allison.Nie rozpoznał w niej kobiety, którą jego usta i ręcedotykały w sposób tak intymny.Był playboyem, którego uczucia skupiały się wyłącznie nawłasnej osobie.Szkoda, \e w ogóle pojawił się w Atlancie.Nie był stworzony dla Anny; zpewnością równie\ nie dla Allison.Na szczęście nigdy więcej go ju\ nie zobaczy.Czemu więc czuła się osamotniona bardziej ni\ kiedykolwiek w \yciu?- No, chodz, Rasputinie.Jesteś taki przystojny.Wiem, \e to nie tak, jak z twoją ukochaną,ale ja muszę to zrobić.Nie jest ci przyjemnie? Hm?- Z pewnością jest mu przyjemnie.Allison, pochylona niezgrabnie, z ręką nadal tkwiącą w klatce królika, wykręciła głowę izobaczyła stojącego metr od niej Spencera.- Co ty tu robisz?- Co ty tu robisz? - Kiwnął głową w stronę klatki.Wyciągnęła rękę, klepnęła Rasputina i zamknęła druciane drzwiczki.Na dłoni miałarękawiczkę ze skóry królika.Spencer spoglądał na nią ciekawie.Oczy błysnęły mu złośliwie,a usta wykrzywiły się w głupawym uśmiechu.Był pewny siebie i całkowicie się kontrolował,co ją rozdra\niło, szczególnie po tej piekielnej nocy, którą z jego powodu przepłakała.Wysunęła lekko dolną szczękę.- Pocieram jego brzuch tą futrzaną rękawicą.- Masz w tym jakiś szczególny cel?- Potrzebuję próbki nasienia, a to go podnieca.Błysk w jego oczach zamienił się w coś innego.- Chcesz podniecenia? Potrzyj tym mój brzuch.To ten głos, ten cholerny, chrypiący głos spowodował, \e poczuła słabość w całym ciele.Zciągnęła ze złością rękawicę i rzuciła ją na stół.- Przepraszam, Rasputinie.Będę musiała wrócić do ciebie pózniej - mruknęła, odsuwającsię od Spencera.Znalazłszy się w bezpiecznej odległości, napadła na niego.- Nie chcę miećju\ z panem nic wspólnego, panie Raft.Uśmiechnął się do niej, nie okazując ani odrobiny skruchy.- Mylisz się.Będziesz mieć ze mną jeszcze wiele wspólnego.Wściekłość walczyła w niej z po\ądaniem.Nawet gdy starała się nie słuchać jego słów,odpowiadało na nie jej ciało.- Niedobrze mi się robi od twoich brutalnych insynuacji.Grając swą siostrę, musiałam jeznosić, jeśli chciałam pozostać w zgodzie z Davisem.Ale teraz mogę ju\ mówić za siebie.Uwa\am, \e jesteś odra\ający.- Ja uwa\am, \e jesteś efektowna.W jej piersi narastało łkanie.Odwróciła się, by tego nie zauwa\ył. - Przestań ze mnie \artować.- Wiedziała, \e jest zarozumiałym egoistą, lecz niespodziewała się z jego strony tak rozmyślnego okrucieństwa.- śartować z ciebie? - Podszedł do niej szybko od tyłu i poło\ył jej ręce na ramionach.Usiłował obrócić ją; oparła mu się i strząsnęła z siebie jego ręce.- Pewna jestem, \e wszyscy niezle uśmialiście się po moim wyjściu z kliniki.- Czy jegopalce pieściły lekko jej szyję, czy te\ było to tylko złudzenie?- Nie przypominam sobie \adnych gromkich śmiechów.Obaj z Davisem wypełniliśmy paręluk w twoim opowiadaniu.Anna była przera\ona tym, co się stało, i współczuła ci.Próbowała dzwonić i przepraszać.- Wyłączyłam telefon.- Wywinęła się w końcu, podeszła do okna i, stojąc do niego tyłem,bawiła się sznurkiem od \aluzji.- Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, nawet z Anną.Potym piekle, przez które przeszłam, mam przynajmniej nadzieję, \e Annie opłaciło się wydaćpieniądze na tę operację.- Czy jej piersi były takie jak twoje?Spojrzała na niego ostro.Znów stał blisko niej.Zbyt blisko.I patrzył na nią tak, jakby ju\mu udało się zaciągnąć ją do łó\ka i dobrze zapoznać z jej ciałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •