[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dorocie udało się jednak obrazić.- Dziękuję bardzo, byłomiło.- Wstała.- Zdjęcia zobaczę innym razem.Julka westchnęła i chciała wyjaśnić sytuację, ale nie zdążyłaKtoś zadzwonił do furtki.Miała nadzieję, że to sprzedawca jajek, listonosz lub choćby cały tabun elektryków,którzy poprawiają na ulicy instalację.Tylko nie Cezary, tylko nie Cezary!- Są! - Ewelina rzuciła się podekscytowana do okna.- Przecież mieli być za godzinę - przeraziła się Julka, zerkając nerwowo na zegarek.Okazało się, że panowie przyszli punktualnie.To one zapomniały o Bożym świecie.Dorota postanowiła cierpliwie czekać.Ostentacyjne opuszczenie sceny i wzbudzenie na odchodne w siostrach poczucia winymiało sens jedynie wtedy, gdy poświęcały jej uwagę.Obecnie starsza przeglądała się w szafcei poprawiała szopę rudych włosów, a młodsza śmiała się z niej jak opętana.Zamiast krągłego tyłeczka Julce wisiał pomiędzy nogami smętny worek w postacirozwleczonych spodenek, które wybornie prezentowały się na grządce, gdzie pieli sięchwasty, ale nie w salonie przy gościach, gdzie dama powinna roztaczać dyskrętny czar iwdzięk.Z wdziękiem niewiele wspólnego miała również koszulka upaćkana kawą iolbrzymie kapcie w kształcie muchomorów, które Julka dostała od Eweliny na gwiazdkę.Kiedy siostra uświadomiła sobie te rażące ubytki w seksapilu, pognała spłoszona do sypialni,a Ewelina wzięła się za ekspresowe ogarnianie pokoju.Tymczasem zapomniane przez wszystkich zdjęcia przelatywały przez ekran w pokazieslajdów.Czy ktoś tym facetom zamierzał dzisiaj otworzyć?Urażona Dorota ani myślała się wtrącać.Z powrotem usiadła przed komputerem.Niechsiostrzyczki same troszczą się 0 swoich gości.- O! - Zatrzymała wzrok na jednej z fotografii przedstawiającej jasnogórską wieżę izakrzyknęła do pokoju: - Jakiś facet rzuca coś.albo kogoś z balkonu.To nie ten waszmorderca?*Restauracja Pod Aniołami znajdowała się zaledwie sto metrów od bram klasztoru i byław najbliższej okolicy jedynym lokalem, gdzie serwowano alkohol.Dlatego na spotkania zeswoim znajomkiem Rico umawiał się właśnie tu, choć brak w menu tak istotnej pozycji jakczysta wyborowa boleśnie odczuwał jako złośliwość losu.Niebiański patronat widocznie zobowiązywał.W purpurowym budynku przy ulicy Siedmiu Kamienic zdobionym bogato nie tylkoaniołami, ale również maszkaronami, gryfami i delfinami można było zjeść smaczny posiłek iznalezć wytchnienie nad kieliszkiem dobrego wina.Tudzież nad całą jego butelką.Albo nad dwiema butelkami.Wnętrze utrzymano w tonacji ciemnego różu, który idealnie komponował się zromantycznymi amorkami pałętającymi się tutaj obficie, choć nie natrętnie.Kilka z nichgrzało sobie tłuste siedzenia na obudowie kominka, reszta wprosiła się na obrazy, a nawet nawitraże. Znajomy Rica wolał się jednak zaszyć w najdalszym kącie pomieszczenia, z dala odulicy i całej tej świętej czeredy, choć nie do końca było to wykonalne - nad głową wdzięczyłasię do niego skrzydlata postać uwięziona w złotych ramach.- Co to wszystko miało znaczyć? Słucham - mężczyzna zaczął domagać się wyjaśnień,gdy tylko Rico usiadł przy stoliku.Blondyn doskonale to rozumiał.Gdyby to on oberwał włeb i zobaczył naraz wszystkie gwiazdy, również by się domagał.Z tym że nie wyjaśnień.Dlatego spojrzał na swojego towarzysza prawie jak na robaka pod mikroskopem.%7łe też facetnie przygrzał mu jeszcze w odwecie, choćby tu, bez względu na anioły.- To był taki taktyczny zwód - wyjaśnił i upewniwszy się, że nie przygląda im się nikt zobsługi, wziął do ręki butelkę, powąchał jej zawartość i przyczajony upił kapkę.- Wytrawne.No, trudno - cmoknął, odstawiając ją z powrotem.- Wytrawne zle mi robi na wątrobę, aleskoro nie ma nic innego.Rozchmurz się! - Poklepał oszołomionego braciszka po plecach.- Proszę?- Zygmuś, bracie.To z sympatii było.I w twoim interesie.Gdybym ci nie przywalił,kogo by podejrzewali? Lampkę? - zapytał grzecznie, pokazując na pusty kieliszek.Zygmunt gorliwie podziękował, po czym bezwładnie opadł na krzesło.Aącznie z twarząopatrzoną kulfoniastym nosem wszystko wydawało się na nim poszarzałe.Niebieska koszula,czarne spodnie, nawet buty.- Tak że można nawet powiedzieć, że wyświadczyłem ci przysługę - kontynuował Rico.Sięgnął po serwetkę i sprawnie wykonał z niej wiotki lejek, przez który z entuzjazmem zacząłprzesypywać do butelki cukier.Sprawiał przy tym wrażenie przyjemnie zaskoczonego własnąpomysłowością.- Doceń to.Troszczymy się o ciebie.- O Pawła też się zatroszczyliście?Pytanie zabrzmiało niczym oskarżenie i łupnęło Rica nie gorzej niż wątroba, którawłaśnie zwąchała wino i wysłała kilka wymownych sygnałów.Na wątrobę niewiele mógłporadzić, franca zwyczajnie go nie słuchała, ale Zygmunt do tej pory nie sprawiał problemów.Należało mu wskazać miejsce w szyku.- Jesteśmy jak jedna wielka rodzina, cytuję za Aldente, i o nikim nie zapominamy.-Potrząsnął winem, zatykając szyjkę brzegiem obrusu, bo serwetki już się skończyły.-Zwłaszcza o kimś, kto chce z tej rodziny odejść, chociaż był przez nią rozpieszczany.- Ryszardzie.- Braciszku - Rico zakwilił i nie pozwolił sobie przerwać.- Była umowa? Była.Pieniądze wziąłeś? Wziąłeś.Paweł też wziął, ale stracił chęć, żeby dawać coś w zamian.A wrodzinie, wiesz.Nie można jedynie brać.Tam u was też - wskazał w niesprecyzowanymkierunku - nic za darmo się nie dostaje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •