[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Macie przed sobą długą drogę - zauważyła.Holland sięgnął po marynarkę.- O tej porze raczej nie powinno być dużych korków.- Nie, miałam na myśli, że zadajecie sobie wiele trudu, by odnalezć tych dwoje, Markai Sarę Foleyów, i sporo jeszcze przed wami.A co z zakładem ubezpieczeń społecznych? Alboz wydziałem ewidencji pojazdów mechanicznych? Przepraszam, nie chciałam uczyć was,panowie, co macie robić.- Nic nie szkodzi - rzekł Thome.Wychyliła się na krześle do przodu.- Po co ich w ogóle szukacie?Holland schował swój notes.- Przykro mi, nie mogę udzielać.Thome wszedł mu w słowo.- Po śmierci rodziców tych dwoje trafiło do rodziny zastępczej.Ich ojciec zamordowałmatkę, a potem popełnił samobójstwo.Dzieci odnalazły oba ciała.- Lesser nieznacznieopadła szczęka.- Sądzimy, że to, co się wtedy stało, ma pewien związek z serią morderstw,nad którą obecnie pracujemy.- Serią? - Wypowiedziała to słowo jak magiczne zaklęcie.- Tak.- Te dzieci są z nią powiązane? Tych dwoje? Mark i Sarah Foleyowie?Thome dostrzegł wyrazne zaczerwienienie jej skóry na wysokości dekoltu.Głoskobiety stał się nieco wyższy.Była podniecona.Thome wstał i zaczął wkładać swoją skórzaną kurtkę.- Posłuchaj, Joannę, wyślemy kogoś do ratusza, aby poszukał tych akt.Ty na pewnojesteś bardzo zajęta, ale bylibyśmy wdzięczni, gdybyś mogła udzielić mu wszelkiejniezbędnej pomocy.Odsunęła krzesło i również wstała. - Nie musicie nikogo przysyłać.Z przyjemnością sama się tym zajmę.To znaczy mamsporo pracy, ale jakoś wygospodaruję trochę czasu.- Rumieniec sięgnął jej szyi.- Szczerzemówiąc, sama zapewne szybciej się z tym uporam.No wiecie, jeżeli nikt nie będzie miprzeszkadzał ani wchodził w drogę.Thome zastanowił się nad tą propozycją.To był strzał w ciemno, zapewneprzydzielenie do tych poszukiwań jednego lub więcej funkcjonariuszy byłoby tylkomarnowaniem zasobów ludzkich.Ale.- Dziękuję - powiedział.Przy drzwiach, kiedy Holland zapisał numer telefonu Joannę Lesser i wręczył jejwizytówkę, Thome obejrzał plakaty wiszące na sąsiedniej ścianie.Zwłaszcza jeden zwróciłjego uwagę: dziewczynka i chłopiec trzymający się za ręce, patrzący błagalnie w obiektywaparatu, błyszczącymi, wilgotnymi oczami.Choć o wiele młodsze od Marka i Sary Foleyów,te dwa maluchy musiały już być niezłymi aktorami.Ich oblicza zwróciły jednak uwagęThome a.Całe jego ciało napięło się jak struna, kiedy niespodziewanie Lesser położyła mudłoń na ramieniu.- To zabawne - rzekła - kto by pomyślał, że ludzie mogą tak po prostu zniknąć,prawda?Thome pokiwał głową, a w głębi duszy pomyślał, że niektóre osoby miały ten talentopanowany wręcz do perfekcji.Gdy wracali samochodem przez centmm, Holland rozgadał się o Joannę Lesser.%7łartował, że wyglądała na kobietę, która boi się własnego cienia, a kiedy wraca do domu,wchodzi do wanny i w jednej ręce trzyma pitawal najokropniejszych zbrodni, drugą zaś.Thome prawie go nie słuchał.Miał wrażenie, jakby ktoś zalał mu uszy betonem.Myśliprzelewały się leniwie w jego głowie, podczas gdy wyraz twarzy był jak zawsze prosty dorozszyfrowania.- Jak powiedziała, posunęliśmy się daleko WSTECZ - ciągnął Holland.-Przypuszczalnie to strata czasu.Znajdziemy ich gdzieś indziej.Thome stęknął.Przyznawał rację Hollandowi, ale mimo wszystko liczył na niecobardziej pozytywny komentarz.Holland zmierzał w stronę szosy prowadzącej do wyjazdu zmiasta wzdłuż linii rzymskiego mum.To właśnie tu, przy St.Marys of the Wall, podczasangielskiej wojny domowej miało rzekomo spaść z mum wielkie działo rojalistów zwaneHumpty Dumpty, co pózniej zostało unieśmiertelnione w wierszyku dla dzieci.Minęlipradawne wejście do miasta, przez które Klaudiusz, cesarz najezdzca, wjechał ongiś doColchester na grzbiecie słonia.Thome uznał, że to dziwne, iż dwa tysiące lat pózniej, czy to celowo, czy przypadkiem, bardziej współczesna historia zwyczajnych ludzi mogła być takniezgłębiona.- Mogę się założyć, że gdzieś tam panna Marple już przegląda swoje akta sprawzamkniętych - rzekł Holland.Zaśmiał się, a Thome także wysilił się na uśmiech, choć tylkopółgębkiem, jakby miał sparaliżowaną część twarzy.- Jak pan myśli?Thome myślał, że postępuje słusznie, sprawdzając kolejne tropy.Ten wydawał siędość mocny, może gdzieś ich w końcu doprowadzi.Zledztwo nabrało rozpędu, a Thomeowinie pozostało nic innego, jak podążać dalej tym tropem i uczynić wszystko, aby go nie zgubić.Kromka białego chleba w ręku Petera Foleya poczerniała od tuszu z gazety, którymmiał umazane palce.Patrzył na swoje dłonie.Na kłykciach wciąż miał strupy i brud podpaznokciami od oleju po porannej naprawie motocykla.Zgarnął chlebem resztkę sosu,pochłonął kromkę i sięgnąwszy po kubek z herbatą, oparł się plecami o czerwone, plastikoweobicie siedzenia.Wyjrzał przez okno kafejki i obserwował przejeżdżające auta.Myślał oswojej rodzinie.Tej martwej i zaginionej.Obijałem się.Tak właśnie powiedział tym skurwielom, kiedy zapytali go, co robił, kiedy to się stało,i od tamtej pory robił niewiele więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl