[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Lokaj przyglądał im się chwilę w pełnym napięcia milczeniu, po czymotworzył drzwi szeroko.- Tędy proszę.Weszły do holu.Gwendolyn z trudem panowała nad wzburzeniem.Wicehrabia dotrzymał słowa.Wbrew sobie zastanawiała się, jakie straszneopowieści ojej przeszłości do niego dotarły.- Boisz się? - szepnęła Gwendolyn, czując, jak siostra drży.Dorothea zachichotała nerwowo.- Jestem zbyt otępiała, żeby się bać - odparła.Szły za lokajem w takiejodległości, żeby nie słyszał, o czym rozmawiają.- Teraz jesteś otępiała, ale w nocy miałaś dość odwagi, żeby zakraść się dotego domu i do łóżka wicehrabiego - łajała ją Gwendolyn.- To było co innego.Zeszłej nocy miałam cel.Dzisiaj chcę tylko zapomnieć,że to się w ogóle zdarzyło.- Dorothea wyglądała na zasmuconą.- Ja takżemyślałam o tym, jak powinnyśmy postąpić.Sądzę, że najlepiej będzie, jeślipodczas spotkania z wicehrabią będziemy udawać, że zeszłej nocy nic się niestało.Gwendolyn westchnęła, żałując, że to nie jest takie proste.- Niezwracanie uwagi, przez uprzejmość, na jakąś gafę towarzyską to rzeczpowszechna, ale to wydarzenie trudno porównać z sytuacją, kiedy ktoś włożyłnieodpowiednie rękawiczki albo użył złego widelca, jedząc rybę podczasuroczystego obiadu.Nie możemy ignorować problemu.Trzeba przekonać lordaFairhurst, że skorzysta, nie rozgłaszając tej historii.Przez chwilę wydawało się, że Dorothea będzie chciała z nią dyskutować,ale potem spuściła głowę, przysuwając się bliżej do Gwendolyn.Lord Fairhurst stał przy oknie, przyglądając się ogrodom.Odwrócił się,odsyłając lokaja i wskazując nowo przybyłym miejsce na kanapie przyniezapalonym kominku.Gwendolyn zmusiła się, żeby posłuchać.Wolałaby stać, wierząc, że tozapewnia jej kontrolę nad sytuacją, ale nie chciała zniechęcać go do siebie odpierwszej chwili.Opadła z wdziękiem na brzeg kanapy, Dorothea za nią. Fairhurst usiadł na krześle naprzeciwko nich.Miał surową minę, patrzyłbadawczo.Choć Gwendolyn czuła się zmieszana tym spojrzeniem, nie chciałatego okazać.Myśl, że specjalnie próbuje przestraszyć ją i Dorotheę, wywołałaprzeciwny skutek.Wyprostowała się sztywno.Wydawał się inny, niż się spodziewała.Zeszłej nocy było zbyt ciemno, żebymu się przyjrzeć.Słyszała, że przestrzegał konwenansów, nie czyniącwyjątków.W świetle dnia robił wrażenie starszego.Gwendolyn obawiała się,że za uprzejmą fasadą kryje się twardy, bezwzględny mężczyzna.- Przede wszystkim, pragnę się dowiedzieć, jakie więzy łączą panie -powiedział.Gwendolyn gdzieś w głębi duszy poczuła ulgę, że zostanie jej oszczędzonabłaha, uprzejma konwersacja, którą tak niezręcznie było prowadzić podczastowarzyskich wizyt.Mimo to bezpośredniość wicehrabiego lekko wytrąciła jąz równowagi, ponieważ sądziła, że łatwiej będzie przejść do głównego tematustopniowo, kiedy pierwsze lody zostaną przełamane.- Dorothea i ja jesteśmy siostrami - odparła spokojnie, zastanawiając się,czy Fairhurst już o tym wie i tylko sprawdza jej uczciwość, czy teżrzeczywiście nie próbował się niczego o nich dowiedzieć.- Siostrami? - Powiódł ze zdumieniem wzrokiem od jednej do drugiej.- Anitrochę nie jesteście do siebie podobne.- Tak często bywa u rodzeństwa - odparła wymijająco Gwendolyn, po razpierwszy uświadamiając sobie, jak ze swoimi czarnymi, prostymi włosamiróżni się od jasnowłosej Dorothei o kręconych lokach.- Nie zawsze.- Wicehrabia roześmiał się i atmosfera na chwilę zelżała.Odznaczał się niezwykłym urokiem.Gwendolyn stwierdziła, że zaczynaodpowiadać uśmiechem na jego uśmiech.Szybko przywołała się do porządku.Wbiła wzrok w ziemię, wiedząc, że kwestia atrakcyjności wicehrabiego niepowinna jej obchodzić ani trochę. - A pan jest podobny do swojego rodzeństwa? - zapytała Dorothea.- Nie do siostry, ale z bratem łączy nas pewne podobieństwo.Gwendolyn zmarszczyła brwi w zamyśleniu.Pewne podobieństwo? To niebyła prawda.Podniosła głowę.Teraz sobie przypomniała.Wicehrabia i jegobrat byli blizniakami, więc podobieństwo musiało być uderzające.W jego oczach pojawił się jakiś błysk i Gwendolyn pomyślała, że Fairhurstjest świadomy tego, że Gwendolyn zna prawdę.Z jakiegoś powodu wydawałosię, że to go wprawia w zmieszanie.Zaskoczona, przybrała obojętny wyraztwarzy, chcąc ukryć własne uczucia.- Jesteśmy tutaj, jak pan żądał, chociaż nie rozumiem, dlaczego -stwierdziła.- Domagam się wyjaśnienia zdumiewającego zachowania pani siostrydzisiejszej nocy - oznajmił lord Fairhurst.- Muszę wyznać, że jestemczłowiekiem, który niejednego doświadczył, a jednak udało wam się wprawićmnie z zadziwienie.- Nie bardzo wiem, co powiedzieć - odezwała się Dorothea.- Niech pani zacznie od początku.Dorothea odchrząknęła, usiłując najwyrazniej zyskać na czasie.Gwendolynzerknęła na wicehrabiego.Patrzył prosto przed siebie.Miał piękny profil -wysoko zarysowane kości policzkowe i silną szczękę.- Doprawdy, nie potrzeba tu długich wyjaśnień - stwierdziła Gwendolyn,kiedy stało się jasne, że Dorothea nie zamierza się odezwać.- Wydarzeniaostatniej nocy były takie, jakie były, i im szybciej o nich zapomnimy, tymlepiej dla nas wszystkich.Wicehrabia spojrzał na nią uważnie, jakby rozważał jej słowa.Gwendolynnie odwróciła wzroku.- Skąd wiedziała pani o lady Fairhurst? - zapytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •